Żeby film był genialny nie wystarczy atakować nas rewolucyjnością i odejściem od narzuconych autorom reguł. Film nie jest niezwykły. To, że pokazuje zlepek kilkunastu scen i nie pada w nim żadne słowo nie oznacza niczego.
Jeden z wielu filmów. Ot taka ciekawostka.
Dobry film nie oznacza dziwaczny i awangardowy film. Pokazywanie czegoś w nowej odbiegajacej formie też niczego nie zmienia
Film jest można powiedzieć "magiczny" przez duże M. Cała magia tego dzieła opiera się na niesamowitej fuzji obrazu oraz muzyki skomponowana przez Philipa Glassa.
Tym bardziej dla mnie ważnym aspektem jest czas akcji, czyli amerykańskie lata 70 - te gdzie reżyser ukazuje nam technologiczny i społeczny rozwój, który prowadzi do degradacji i degeneracji środowiska naturalnego i rdzennych plemion ameryki północnej.
Można śmiało porównać produkcję do ciężkiej parowej lokomotywy. Film zaczyna się powoli ukazując piękne krajobrazy, natomiast wraz z rozwinięciem akcji pokazany jest antropogeniczny ślad odciśnięty na matce naturze. Nasza lokomotywa rozpędza się i kotłuje coraz bardziej. Tempo filmu wzrasta dając uczucie jazdy kolejką górską. Koniec końców, nasz pojazd wykoleja się... ginie.
Jednym z moich kryteriów arcydzieła to problem zaistniały w mojej głowie po iksowym oglądnięciu filmu i stwierdzeniu, że istnieje brak rozwiązania tego problemu.
Zawsze zastanawiam się czy to teledysk do utworów Glassa, czy to właśnie Glass stworzył muzykę do świata uwiecznionego na celuloidowej taśmie.
Po prostu: dla jednego ten film będzie serią uciekających obrazków, zaś dla pozostałych niesamowitym przeżyciem zapierającym dech w piersiach.
Film ten trzeba poczuć i nie brać jako konwencjonalnej papki komercyjnej. To nie Discovery ani żaden inny "zwykły" dokument... to po prostu Koyaanisqatsi.
ma prawo Ci sie nie podobac. mnie wgniotl totalnie w siedzenie.to jeden z moich ulubionych filmow a w tej kategorii nie ma sobie rownych.
Masz rację :D
Ale ów zlepek kilkunastu scen plus niesamowita muzyka tworzą niezwykłą, wspaniała całość. Na mnie osobiście film zrobił spore wrażenie.
Rozumiem, że film nie musi powalać, ani nawet się podobać, każdemu. Jest to naturalne. Nie rozumiem jednak skąd twoje przekonanie, że podoba się on innym głównie/wyłącznie, dlatego że jest... inny. Jestem przeciwna takiemu kategoryzowaniu. To jak z muzyką: nie słucham określonego gatunku, a tego co wpadnie mi w ucho. Tak samo tu: nie oceniam filmu po tym czy jest bądź nie jest awangardowy, super poważny, czy jeszcze jaki tam, wstaw inną cechę, tylko po tym, czy do mnie gada. Tak osobiście.
Przynajmniej się staram, bo oczywiście nieraz zdarzy mi się zasugerować.